Najnowsze komentarze
Cialis O Levitra Que Es <a href=h...
...do wyżej wspomnianych zjawisk d...
Jak bym zaczęła tą przygodę wcześn...
Ja to już nawet nie zwracam uwagi ...
Ojej, jaka panika. Ja swój pierwsz...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

13.10.2014 16:33

Jesień na dwóch kółkach:)

Jesień, taka złota,to chyba najfajniejsza pora roku na wypady nie sądzicie? Temperatura jest optymalna zarówno dla moto jak i dla nas ( nie pływamy w naszych ubrankach), a poza tym skala doznań wzrokowych jest przeogromna, feria barw i zapachów idących z lasów i pól o tej porze roku, daje poczucie przyjemnego relaksu dla naszego umysłu...A więc jest plan, ogarniamy to logistycznie i lecimy tym razem na świętokrzyskie!

Do gniazda oczywiście przybywa " królowa matka" przejąć potomstwo, bo my z kierownikiem już po wstępnej analizie pogodowej wiemy, że niestety ten weekend będzie tym ostatnim ciepłym, słonecznym, bez deszczu. Jedyna szansa na godne zakończenie naszego wspólnego sezonu. Smuci mnie to przeogromnie ale trudno, jakoś przezimuję , pocierpię i będę sie pocieszać, że do wiosny już niedaleko:)

Tak więc mój kiero wymyślił tym razem zupełnie inny kierunek naszej wycieczki. Zawsze gnaliśmy na południe: Beskid, Tatry, Słowacja, a teraz wymyslił sobie świętokrzyskie. Hmm myślę sobie taaam? A co tam jest ciekawego? Wychowaliśmy się w tych stronach i jakoś nie ciągnie mnie tam szczególnie...Więc ze strony kierownika pada zachęta o nazwie Kazimierz Dolny. Aaa jak tak to zgoda:) Tam jest pięknie absolutnie bez dwóch zdań. Do tego darmowe noclegi po znajomych i można jechać:) 

Piątek, zrywamy się już po 16 tej szybkie pakowanko ( do dyspozycji jedynie mały plecak na moich o zgrozo juz bolących plecach i tankbag). Wiadomo wybór prosty same podstawowe rzeczy lądują w naszych torbach , buziaki dla najmłodszych i pędzikiem wyjeżdżamy żeby zdążyć dojechać przed zmrokiem. Przed nami jedynie ok 200 km ale wyjazd z maiasta jest masakrycznie zakorkowany ( z resztą jak w każdy piątek). Ja mam już spinę. Dwie rzeczy tylko spędzają mi sen z powiek, a mianowiecie tiry i godzina 18ta kiedy to słonko idzie spać;/ Wylotówka zapchana jak cholera, każdy chce albo już wyjechac z miasta albo wreszcie do niego dotrzeć i to szybko. Wszyscy jadą nerwowo. Nie lubię krajówek ani w ogóle dróg szybkiego ruchu. Spinam się okropnie, mój wzrok wyłapuje wszystkie nieprawidłowości na drodze jak jakiś cholerny skaner! Moje ciało jest napięte do granic szczególnie kiedy na dupie siedzi nam TIR albo nas omija z takim pędem, że nas lekko znosi. Godzina jazdy w nerwach bynajmniej z mojej strony, bo kiero twierdzi, że woli sie nie guzdrać i jedziemy dynamicznie. Nie ma oglądania widoczków, podziwiania natury i td. Tylko szybki przejazd z punktu A do punktu B. Zabawa zacznie się jutro, pocieszam się w duchu:)

Jedziemy sprawnie bez przystanków - nie mamy dziś na to czasu, byle zdążyć przezd zmrokiem. Niestety nie udaje nam się to. Jakieś 30 km przed bazą zaczyna się ściemniać. Jestem lekko poddenerwowana bo nigdy jeszcze nie jechałam w o takiej porze dnia. Bardzo trudno jest mi przyzwyczaić wzrok do tego, że zaczynam źle widzieć. Strasznie to drażniące uczucie - wytężasz wzrok ile wlezie a tu nic tylko gorzej. Dojeżdżamy na nocleg już po zmroku. Zmęczeni meldujemy się u kogo trzeba że dotarlismy cali i zdrowi. 

Kolejny dzień, zbieramy się wczesnie jak tylko opada mgła. Kierunek Kazimierz Dolny nad Wisłą. Do przejechania znowu jakies 200 km ogólnie. Dziś turystyka, widoczki itd. Szybko wyjeżdżamy na malowniczą drogę wąwazami wzdłuż rzeki. Jest poprostu bajkowo! Jedziemy sami: tylko ja, kiero i nasz "piesek"( tak go pieszczotliwie nazywamy;)). Dosłownie zero ruchu na drodze. Uśmiech nie schodzi mi z buzi, tak mi dobrze! Takie chwile lubię najbardziej, bez stresu, pośpiechu, sami. skupieni na drodze, na sobie i na tym co wkoło nas. Jak byśmy przez moment byli w innym świecie. Bo to JEST nasz mały świat właściwie. Złożony tylko z nas, naszego moto i tego co nas zcala - ZAUFANIA. Bez tego nie tworzyli byśmy całości. Wiecie co to znaczy powiedzieć komuś: masz moje życie w swoich rękach? Decyduj. Ja wiem. Chociaż nie muszę tego mówić tak właśnie czuję kiedy wsiadamy na motocykl. Stajemy się jednym ciałem, które funkcjonuje w rytm silnika. 

Po takich widokach i dojeżdżamy do przeprawy promowej, przez Wisłę. Jest przygoda:)Słońce zaczyna coraz mocniej grzać i zaczynamu czuć mały dyskomfort w naszych ubraniach. jest pięknie ale po cichu marzy mi się już dojechać na miejsce, usiąść w ciszy i raczyć się widokiemWisły popijając colę:) Niestety, rzeczywistość jak zawsze nas zaskakuje. Po pierwsze marzenia o ciszy i spokoju to marzenia ściętej głowy. O czym ja myślałam jadąc w taką piękną pogodę w sobotę w tak popularne jak by nie było miejsce?! Miło zaskoczył nas parking pełen motocykli:) Ale rynek ( raczej ryneczek) masakra. Człowiek na człowieku pełno,  rozwrzeszczanych dzieciaków wrrr ( ja dopiero ewakułowałam się od swoich - litości!). Cudem znaleźliśmy małą knajpkę na uboczu co by się posilić. Nie omieszkam w tym momencie napomknąć, że trochę mnie zawiodło zachowanie naszych współbratyńców na dwóch kółkach. Nie to żebym była stara, a nawet chyba jedna z najmłodszych wśród tych, którzy tam byli, nie no nie toleruję picia piwska a potem wsiadania na motocykl;/ Sorry ale normalnie mnie to wkurzyło! Czy nie można naprwdę dać sobie dupy siana i te parę godzin na wstrzymanie panowie i panie? Widocznie niektórzy przyjeżdżają odpacykowani w najrdoższe ciuchy parkując na samym rynku pod knajpą i popijając pianę uważnie patrzą czy oby wszystkie oczy są zwrócone na nich. Taki już cel wycieczki widać... Żenada i tyle:P 

Uciekliśmy z kiero szybko i niepostrzeżenie kupując w locie pierdółki dla potomstwa i kierując się nad Wisłę. Tam polegując na trawce ,grzejąc sie na słonku i kontemplując zaistniałą sytuację , nabraliśmy sił na powrót oczywiście inną drogą. Kolejny nocleg poprzedzony posiadówką u starych znajomych, których tak przekabaciliśmy i zaraziliśmy motocyklami, że po naszym wyjeździe zadzwonili i oświadczyli zamiar zapisania sie na kat. A:) Kolejni zwerbowani!

Trzeci dzień - powrót do domu. Zawsze jest jakiś stresujący i oboje jesteśmy lekko poddenerwowani. Czemu do cholery? Przecierz pogoda znowu piękna, trasa znowu przez puste drogi, a jednak człowiek jakiś taki...Wiemy, dzieciaki już czekają i to nas stresuje. Teraz jedna myśl - wrócić cało i zdrowo do nich. 

Udaje się. Jesteśmy w domu. Uffff...

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz