05.10.2014 15:47
Jak to się zaczęło?
Zostałam "zarażona" przez mojego męża. Pamiętam mój pierwszy raz ,to był wtedy jeszcze TYLKO maxi skuter (Yamaha T-Max 500). Padło zapytanie czy nie chciałabym gdzieś pojechać bo pogoda taka ładna, bo ma kto zostać z dzieciakami, bo , bo, bo ...Nooo doobra skuszę się ale tylko z tego powodu żeby uciec z domu:) On ubrany - profeska, Ja ubrana - nieprofeska ,ale cóż słowo się rzekło nie dam po sobie poznać że mam cykora, co to to nie! Jestesmy pod garażem krótka instrukcja od mojego kierownika czego mam kategorycznie nie robić, bo co mam robić to sie przecierz zorientuję sama(!), no i jedziemy. Pierwszy wyjazd na jezdnię i szok! Boże, myślę w duchu , tego się nie spodziewałam. Autem jedziesz jak w zamkniętej, metalowej puszce, chrzanisz to co dzieje sie na drodze. A tu, teraz czuje się jakbym była naga! Niczym nie osłonięta, czuję i słusze inaczej - ratunkuuuu ja się boję!!! Jestem spięta do granic, ściskam z całych sił kierownika w pasię, nie wiem co mam robić kiedy on hamuje kiedy przyspiesza, nie mam pojęcia jak balansować ciałem żeby było lepiej!Czuje mega dyskomfort i psychczny i fizyczny. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to dla nas obojga miła przejażdżka w tym momencie. Ale do cholery urodziłam dwójke dzieci to z jazda na moto sobie nie poradzę?! I tak naprawdę, boję się nawet oddychać, a tu auta mijają nas tak blisko, że zaraz zemdleję, kręci mi się w głowie od tych emocji. Ale jadę odważnie. Mój kierownik chyba wyczuł i to dosłownie co sie dzieję i stara sie jechac naprawdę ostrożnie i w miarę powoli. Wydaje mi się że minęło już pół wieku a tu zbliża się dopiero pierwszy zakręt! Nooo i znowu panika i co ja robię? Kierownik skręca w prawo a ja odchylam ciało w lewo! Tak wiem, podstawowy błąd plecaczka ale co zrobić jak strach przed bliskością asfaltu bierze górę nad logiką??? Wtedy to i kierownik nie wytrzymuje i zatrzymuje się , odsłania szybkę i tłumaczy, że jak on w prawo to ja też i td...Taaa teraz to i ja wiem ale przełamać się będzie ciężko. Pierwsze 20 minut było straszne. Bałam się potwornie. W mojej głowie było kłębowisko myśli. Ja 30 letnia matka, 2 dzieci chyba mnie poj...! Miałam do siebie ogromny żal w tym momencie ,że jestem taką egoistką , słowo! Ale kiedy tylko wyjechaliśmy z miasta na piękną trasę , wszystkie moje chore myśli zniknęły gdzieś w tej zadymionej, hałasliwej metropilii, mój wzrok zaczął wyłapywać krajobraz, mój słuch zaczął słyszeć odgłos silnika, powoli zaczęłam rozluźniać ciało i...poczułam się wolna. Tak mi tego brakowało, że sama nie miałam o tym pojęcia... Dopiero wtedy poczułam jakis dziwny żal, że tkwię w jakimś cholernie poukładanym systemie...Zapomniałam już co to jest robić coś szalonego, niezaplanowanego i dającego poczucie, że możesz mieć z tego kupę zwyczajnej FRAJDY! Poczułam się jak gówniara:) Zakochałam się normalnie w tej wolności, w dzwięku silnika, tej bliskości asfaltu i w tym że widzisz świat inaczej, lepiej , bardziej kolorowo kiedy jedździesz na moto...
I tak od tamtej pory zdążyliśmy zmienić maxi na prawdziwą perełkę :) Yamaha BT 1100, i nawinąć parę tysięcy km. O moim dalszym szlifowaniu jazdy na plecaku w następnych wpisach.
Pozdrawiam kierowników i ich plecaczki!
Komentarze : 2
Jak bym zaczęła tą przygodę wcześniej, nie myśląc wciąż o dzieciach to z pewnością jeździłabym już sama ;-) pozdrawiam i zazdroszczę kat.A :-)
Ojej, jaka panika. Ja swój pierwszy raz jako plecak całkiem dobrze wspominam, emocje były, ale nawet pozdrawiałam motocyklistów razem z kierowcą.